niedziela, 11 czerwca 2017

112. I. Tregillis "POWSTANIE"

Zarówno w literaturze, w filmie czy grach komputerowych istnieje bardzo częste zjawisko, które dotyka wiele publikacji i produkcji - problem niedoścignięcia pierwszego tomu/pierwszej odsłony przez drugi/drugą. Trudno jest dogonić wspaniałość pierwszego wrażenia. Są jednak pozycje, którym się to udaje. Dziś zaprezentuję jedną z nich.
Zapraszam na "Powstanie" Iana Tregillisa, drugi tom Wojen Alchemicznych - wprost od Wydawnictwa SQN!

Akcja przenosi nas wprost w ogień działań wojennych. Hugo Longchamp przygotowuje się do obrony ostatniej niezdobytej twierdzy w Zachodniej Marsylii. Sytuacja wydaje się być opłakana, ponieważ dowódcy brak jest wykwalifikowanych żołnierzy, a i siły wroga są zdecydowanie dominujące.
Tymczasem Berenice została schwytana i uwięziona przez zegarmistrzów. Co dziwne, nie ma złych warunków bytowych, a żyje jak księżniczka.
Jax dostał drugie życie w Wielkiej Kuźni i pragnie wolności swoich braci i sióstr. Okazuje się, że jest to tylko możliwe za pomocą tajemniczej królowej...

W "Mechanicznym" autor postawił na pytania filozoficzne, mające na celu pokazanie z jakim jarzmem żyją klakierzy i co chcą osiągnąć - wolność, równość wobec ludzi etc. W "Powstaniu" odsunięto to nieco na drugi plan i króluje szybka akcja. Przy lekturze nie można się nudzić, wciąż coś się dzieje, a my z zapartym tchem obserwujemy dalsze losy bohaterów. Każda jest inna - najbardziej podobał mi się wątek Longchampa. Obserwujemy wojnę z jego perspektywy. Została przedstawiona w sposób bardzo spektakularny i widowiskowy. Jej rozmach sprawia, iż wszelkie opisy czytało się z zapartym tchem. Sam protagonista tej części jest bardzo sympatycznym i ciekawym bohaterem. 

Podobnie jak w pierwszym tomie, moje serce skradł sam alternatywny świat, stworzony przez autora. Przy czym w "Powstaniu" nie jest już taki tajemniczy. Wiele zagadek zostało rozwiązanych, co daje nam szerszy ogląd na sytuację. Pod tym względem jest to książka o wiele lepsza od poprzedniczki, Tregillis znacznie rozwinął fabułę nie rozwodząc się już tak nad poszczególnymi elementami świata przedstawionego. Zdaję sobie jednak sprawę, iż ci, którzy pokochali pierwszą odsłonę właśnie za tamtą stronę, mogą się czuć nieco zawiedzeni.

Mimo, iż jestem zachwycona lekturą, książka ma jedną techniczną wadę - coś nie zagrało w edycji. Często zauważałam literówki, brak znaków interpunkcyjnych. Jestem w stanie zrozumieć, to, że ludzkie oko jest zawodne, ale chwilami marszczyłam brwi z niezadowolenia. SQN, poprawcie to. Strona graficzna nadal zachwyca i "Powstanie" pięknie prezentuje się na półce.

Po raz kolejny I. Tregillis mnie nie zawiódł, jestem w pełni usatysfakcjonowana lekturą i mam nadzieję, iż trzeci tom będzie tak samo spektakularny. Zakochałam się w tej alternatywnej historii i Wam ją bardzo, bardzo polecam! Mnie nie pozostaje nic innego niż czekać na "Wyzwolenie", które ukaże się jesienią.

Życzę wspaniałego zaczytania!
A.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję

~*~
Wydawnictwo: SQN
Rok wydania: 2017
Stron: 432
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Ocena: 10/10

sobota, 10 czerwca 2017

111. G. Masterton "CZARNY ANIOŁ"

Dzisiaj kolejna pozycja z klasyki horroru. Graham Masterton jest jednym najbardziej poczytnych autorów tego gatunku. Porównywany do Stephena Kinga - czy słusznie? Moim zdaniem nieco mu brakuje.
Zapraszam Was na recenzję "Czarnego Anioła"!

Akcja powieści przenosi nas do San Francisco, gdzie rozgrywa się seria brutalnych morderstw. Morderca nosi miano "Szatana z Mgły" i zabija w bestialski sposób całe rodziny. Śledczy prowadzący dochodzenie, robi co może, by rozwiązać zagadkę, ale bezskutecznie. Modus operandi nie jest znany, ponieważ zabójca wybiera ofiary przypadkowo, a wszystko wygląda, jakby przeprowadzał jakiś rytuał. Niebawem okazuje się, że zbrodniarz należy do tajnej i niezwykle niebezpiecznej grupy, zwanej Czarnym Bractwem, która pragnie wskrzesić demonicznego upadłego anioła Beliala.

Słyszałam o tym, że Graham Masterton nie oszczędza swoich czytelników jeśli chodzi o flaki, krew i brutalność na kartach swoich powieści. Już od pierwszych stron zostajemy pochłonięci w ogromny wir przerażenia. Dwa razy podchodziłam do lektury tej książki, dwa razy, ponieważ ogromnie się bałam już samego początku "Czarnego Anioła". Autor stworzył coś niezwykłego, bardzo przejmujący i pełen pierwotnego strachu psychodeliczny klimat. To inna groza niż ta, jaką poznałam u Kinga. Tu jest coś namacalnego, coś co może się zdarzyć na prawdę.
Zastrzegam od razu, iż jest to lektura dla czytelników o mocnych nerwach i przede wszystkim żołądkach. Mamy tutaj przybijanie ludzi na wzór Chrystusa do różnych tworzyw, mamy gwałty, mamy palenie żywcem... i wiele innych okropności. Obrzydliwości nie z tej ziemi, które wywoływały we mnie ogromny lęk.

Bardzo dobrze w tym wszystkim wypadli bohaterowie. Masterton wykreował ich świetnie. Morderca jest bardzo tajemniczy, demoniczny, doskonale stworzony. Chwilami miałam wrażenie, iż gdzieś na świecie musi istnieć taki osobnik. Podobał mi się protagonista, śledczy Larry Foggia. To bardzo interesujący typ - w pracy nieustępliwy glina, w domu żartujący ze wszystkiego mąż i ojciec.
Zakończenie "Czarnego Anioła" jest bardzo interesujące, do końca nie wiemy, kto dokładnie jest zabójcą. Nie spodziewałam się kompletnie takiego finału, muszę przyznać, iż autor mnie zaskoczył.

W powieści występują wątki paranormalne. One niestety nie zachwycają. Brakuje im najzwyczajniej polotu. Moim zdaniem napisane mocno na wyrost i aby "dopakować treść". Nie wnoszą niczego po za tym, na szczęście jest ich bardzo niewiele, ponieważ to zdecydowany minus tej pozycji. Nie zachwyca mnie także poziom pisarstwa Mastertona - wiadomo, przeczytałam dopiero jego jedną powieść - w moim odczuciu brakuje mu jednak takiej plastyczności, jaką poznałam u Kinga. 

Ogółem, jestem bardzo zadowolona z lektury, choć książka często testowała moją granicę dobrego samopoczucia psychicznego. Polecam koneserom. Ja jestem zaintrygowana Grahamem Mastertonem. Gdy tylko spotkam gdzieś jego inne pozycje, nie omieszkam przeczytać.

Życzę wspaniałego zaczytania!
A.

~*~
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1992
Stron: 319
Tłumaczenie: Dariusz Bakalarz
Ocena: 7/10

czwartek, 8 czerwca 2017

110. I. Tregillis "MECHANICZNY"

Oryginalne pomysły na fabułę są zawsze w cenie, szczególnie, gdy zostają doskonale poprowadzone i na ich podstawie zbudowano ciekawy świat, wykreowano wspaniałych bohaterów.
Książka, którą Wam dziś zaprezentuję porusza znany już motyw w literaturze, ale w sposób bardzo indywidualny i interesujący. Zapraszam na "Mechanicznego" autorstwa Iana Tregillisa!

Powieść przedstawia alternatywną wersję historii, gdzie w XVII wieku stworzono pierwszego klakiera - zbudowanego z mosiądzu, napędzanego siłą mechaniki i alchemii niewolnika, który miał pomagać ludziom. Wytworzył go Holender, dlatego niebawem państwo, z jakiego pochodził, stało się supermocarstwem rządzącym Europą. Mijają trzy stulecia, a klakierzy nadal są niewolnikami i tworzą ogromną społeczność w Niderlandach. Coraz częściej słyszy się jednak, iż to powinny być istoty wolne i same decydujące o swoim losie. Poznajemy Jaxa, który pewnego dnia ogląda egzekucję zbuntowanego klakiera. Ostatnie słowa konającego wprawiają go w osłupienie i sprawiają, że podąża na nieznaną dla siebie i bardzo niebezpieczną ścieżkę. Jaką? Tego dowiecie się już sami.

"Mechaniczny" I. Tregillisa jest doskonałą książką! Bawiłam się świetnie zupełnie zatracona w niezwykle emocjonującej i wartkiej akcji tej powieści. Podobało mi się ogromnie ciekawe połączenie gatunków - mamy tutaj bowiem czysty steampunk z silną obecnością clockwork punk - czyli to, co takie tygryski, jak ja, lubię najbardziej. We wszystko to, zostały fenomenalnie wplecione problemy moralne obecne w literaturze od zawsze. Na karyach "Mechanicznego" znajdziecie bunt jednostki wobec ciemiężyciela, wolność jednostki i czy człowiek może decydować o wszystkim, co znajduje się na Ziemi. 

Jestem świadoma, iż wielu osobom nie przypadnie do gustu język, jakim operuje autor. W dużej mierze pojawiają się tutaj wyrazy naukowe, nazywające przeróżne zjawiska związane z mechaniką. Powiem szczerze, że to kompletnie nie jest moja dziedzina nauki, a zrozumiałam wszystko. Na początku z nieco większym trudem, ale wkręcając się dalej i dalej w strukturę powieści, już mi to nie przeszkadzało. Muszę tutaj wspomnieć o moim ogromnym szacunku względem tłumacza. Wykonał on wspaniałą robotę, ponieważ to z pewnością trudne przekładać nomenklaturę naukową.

Wyrazy zachwytu należą się także Wydawnictwu SQN. O co może chodzić? Oczywiście o piękne wydanie książki. Jestem urzeczona wyglądem "Mechanicznego". Okładka jest śliczna, ma delikatną fakturę, wewnątrz papier jest niezwykle przyjemny w dotyku. Podobają mi się niezmiernie ozdobniki na stronach. Coś cudownego.

Reasumując - Książkoholiczka jest zachwycona lekturą. Ian Tregillis ujął mnie swoją alternatywną wersją historii. Mam nadzieję, iż to nie jedyna jego powieść, która tak mi się spodoba. Polecam Wam z całego serca!

Życzę wspaniałego zaczytania!

A.

~*~
Wydawnictwo: SQN
Rok wydania: 2016
Stron: 480
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Ocena: 10/10

środa, 7 czerwca 2017

109. R. Stead "CAŁKIEM OBCY CZŁOWIEK"

Znacie już moje stanowisko, co do lektur młodzieżowych. Niedawno skończyłam 19 lat i już od dawna nie czuję się nastolatką, a prawdę mówiąc - nigdy nią nie byłam. Jakoś kompletnie ominął mnie ten okres, jakbym z dzieciństwa od razu wskoczyła w dorosłość. Dlatego, jak sądzę, mam taką opinię, ponieważ nie rozumiem problemów poruszanych na kartach takich powieści.
Dziś zaprezentuję Wam książkę, która nieco wywróciła moje wyobrażenie literatury skierowanej do młodzieży. Zaskoczyła mnie ona bardzo pozytywnie i pokazała, iż być może ta sfera publikacji nie jest dla mnie kompletnie skończona. Zapraszam na "Całkiem obcego człowieka" autorstwa R. Stead, wprost od Wydawnictwa IUVI!

Podczas lektury poznajemy kilkoro bohaterów, których losy obserwujemy. Mamy Bridge - dziewczyna przeżyła jako dziecko poważny wypadek i nadal nie rozumie, dlaczego tak się wydarzyło. Ma dwie przyjaciółki, Emmę i Tabitha, które również są zagłębione w problemach - pierwsza ma chłopaka, choć tak na prawdę nigdy z nim nie rozmawiała, a druga to zagorzała feministka. Są też męskie postaci. Shem jest zaskoczony, gdy jego dziadek opuszcza swoją żonę po kilkudziesięciu latach szczęśliwego małżeństwa. Jaime, brat Bridge, wymyśla wciąż ze swoim przyjacielem przeróżne wyzwania. Jedno z nich może skończyć się tragicznie...

Jak napisałam wcześniej, niewiele mam wspólnego ze światem nastolatków, ale z natury jestem obserwatorem i widzę, jak zachowują się osoby w takim wieku. Mój brat przechodzi teraz taki okres i wiem, co go denerwuje, jego wszelkie rozterki. Dlatego jestem w stanie stwierdzić, że "Całkiem obcy człowiek" to powieść, która realnie opisuje młodzieżowy światopogląd. To bardzo wartościowa lektura, porusza wszelkie problemy, które nas otaczają i często są powodem smutku - przyjaźń, miłość, stosunki rodzinne, własne mniemanie o sobie.

Podobała mi się kreacja bohaterów. Zawsze w powieściach młodzieżowych spotykałam się z postaciami zbyt przerysowanymi albo wręcz nudnymi i naiwnymi. Tutaj mamy przyjemny balans. Każda z osób czymś się różni i zaskakuje innymi rzeczami. Wydaje mi się, że styl autorki także jest bardzo adekwatny do charakteru książki. To lekkie i przyjemne pisarstwo, które jak najbardziej pomaga zrozumieć trudniejszą treść. Wydaje mi się, iż za to pokochają ją młodsi czytelnicy.

Minusy - jak sami widzieliście protagonistów jest dość wielu, a co za tym idzie, czasami czułam się zaplątana w ich życiorysach, ale nie przeszkodziło mi to ostatecznie w lekturze. Mimo wszystko chyba już jestem nieco za "duża" na tę powieść. Chwilami infantylność postaci mnie irytowała i dziwiła. Sądzę, iż osoby poniżej 18 roku życia, świetnie się w niej odnajdą. 

Podsumowując - bardzo polecam "Całkiem obcego człowieka". Uważam, że to książka niezmiernie wartościowa, a także napisana w ciekawym stylu, dość sympatyczna. Myślę jednak, iż trzeba do niej podejść z lekkim dystansem - rada dla osób szczególnie w moim wieku i starszych.

Życzę wspaniałego zaczytania!
A.
 
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję

~*~
Wydawnictwo: IUVI
Rok wydania: 2017
Stron: 328
Tłumaczenie: Krystyna Kornas
Ocena:7/10

wtorek, 6 czerwca 2017

108. D. Olbrych "BIAŁA"

Uwielbiam być zaskakiwana, pod każdym względem - tym książkowym także. Kocham książki, które mnie oszołamiały fabułą i innymi rzeczami, mimo iż na początku wydawały się być mocnymi średniakami, nie oferującymi nic zaskakującego. Tak było w przypadku pozycji, jaką dziś Wam zaprezentuję.
Zapraszam na recenzję "Białej" Dominiki Olbrych, wprost od Wydawnictwa Oficynka!

Akcja książki przenosi nas do fantastycznej krainy zwanej Helias, gdzie despotyczne rządy zaczyna sprawować Rejgas. Jest okrutnym władcą, a za pomocą swoich wojsk zmusza ludność do posłuszeństwa. Jedynym ratunkiem dla Heliasu jest Wybraniec. Ma on plan, który pozwoli mu pokonać armię zła i okrucieństwa. Nie uda mu się to jednak bez pomocy Białej, która jest zwyczajną dziewczyną o imieniu Simi. Wszystkie wydarzenia niebawem nabierają tempa. Czy młoda kobieta sprosta wyzwaniu? Czy uda się doprowadzić do skutku zamiary Wybrańca? Tego dowiedzcie się już sami.

Przyznam szczerze, że przy pierwszych rozdziałach książki, moją ocenę determinowało ogromne zagmatwanie fabuły. Na początku miałam problem z ułożeniem sobie mnogości miejsc, nazw, postaci, zdarzeń w głowie. Na szczęście pomogła mi stara, dobra metoda - wypisywałam sobie wszystko podczas lektury na kartce w postaci mapy myśli. Przedstawiona przez autorkę sytuacja nabierała coraz większego tempa i rumieńców, a ja powoli przestawałam potrzebować tych notatek. 

Co wpierw mnie zaciekawiło? Przede wszystkim bardzo oryginalny i ciekawy świat. Pani Olbrych doskonale zadbała, by zaciekawić nim czytelnika. Mamy tutaj interesujące przenikanie się światów, czysto fizycznego i tego magicznego. Podobała mi się także kreacja bohaterów - postaci nie są jałowe, czy bez polotu. Znalazłam nawet swojego ulubieńca. Gdy fabuła w końcu się rozwinęła, zaczęłam doceniać ciekawe zwroty akcji i rozwiązania, dość zaskakujące często. Na kartach powieści pojawia się również wątek miłosny. Wiecie, że to działa na mnie, jak płachta na byka. Tutaj jednak nie mam się do niczego przyczepić - autorka poprowadziła go w sposób intrygujący.

Książka ma swoje wady, niestety. Jest to debiut, więc jestem w stanie to zrozumieć. Dominika Olbrych zdecydowanie musi popracować nad pisaniem rozmów między postaciami. Dialogi często wydawały mi się być szablonowymi. Większa swoboda na pewno przyjdzie autorce z doświadczeniem pisarskim. Moim zdaniem bohaterowie czasami byli bardzo naiwni i brak im trzeźwego, realistycznego podejścia do własnych problemów. 

Ostatecznie jestem bardzo zadowolona z lektury. Przewiduję pani Olbrych ciekawą karierę pisarską. Ja czekam na jej kolejne powieści i zachęcam Was serdecznie do lektury "Białej".

Życzę wspaniałego zaczytania!

A.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję
 


~*~
Wydawnictwo: Oficynka
Rok wydania: 2017
Stron: 354
Ocena: 8/10



poniedziałek, 5 czerwca 2017

TAG #22 Kawowy TAG Książkowy


Witam Was po raz kolejny na moim blogu!

Dziś zaproszę Was w podróż razem z najcudowniejszym trunkiem, jaki wymyślił człowiek - kawą:) Ja uwielbiam kawę, Wy koniecznie napiszcie, czy wolicie ją czy herbatę. Zastanówcie się dobrze przy lekturze tego jakże ciekawego TAG-u. 

Zaczynamy!

~*~



Espresso - niewielka, ale mocna książka.

Książeczka jest bardzo malutka, ale dostarczyła mi świetnej dawki rozrywki. Polecam!






Americano - średnia w treści książka.

Niby przyjemna jak porządna czarna kawa, ale nie przyniosła jakiegoś szczególnego zaskoczenia.




 Cappuccino - lekka i przyjemna książka.

Zdecydowanie. Czytałam ja spokojnie i bardzo zrelaksowana.






 
Frappe - książka, która mrozi krew w żyłach.

Krwawa i trzymająca w napięciu. Pan Remigiusz rzeczywiście "mrozi";D







Mocca - słodka historia książkowa.

Moje pierwsze skojarzenie. Kocham Darcy'ego;D







Kawa po irlandzku - wielowątkowa powieść.

Powieść ma wiele wątków, nie tylko ten, kręcący się wokół tytułowej postaci.






Latte macchiato - ulubiona trylogia.

Pan Mróz wszędzie;D







~*~

Mam nadzieję, że post Wam się podobał. Ja zapraszam na więcej:)

Pozdrawiam,
A.

107. H. P. Lovecraft "PRZYSZŁA NA SARNATH ZAGŁADA. OPOWIEŚCI NIESAMOWITE I FANTASTYCZNE"

 Przedwczoraj recenzowałam Wam powieść S. Kinga i mówiłam, że zakochałam się w emocjach jakie dostarcza mi literatura grozy. Zainteresowałam się owym tematem już po lekturze "Lśnienia" i dzięki bardzo interesującemu filmowi pewnej vlogerki książkowej, natrafiłam na H. P. Lovecrafta - kompletnego klasyka horroru.
Przeszłam się do biblioteki i znalazłam zbiór opowieści Samotnika z Providence - "Przyszła na Sarnath zagłada". Dziś zapraszam Was na ich recenzję.

Książka zawiera 23 opowiadania, za których wybór odpowiada Maciej Płaza. Znajduje się tutaj także omówienie całości, pod tytułem: "Lovecraft na nieczystej ziemi". Pozycja opatrzona jest także pięknymi ilustracjami Krzysztofa Wrońskiego. Fabularnie wszystko nawiązuje do świata Cthullu. Większość opowiadań to nie jest czysta groza, z której znany jest Lovecraft, a fantastyka i science fiction. Nie są to też najbardziej znane utwory Samotnika z Providence. Tamte trafiły do zbioru poprzedniego - "Zgroza w Dunwich" - którego jeszcze nie miałam okazji czytać. Niektóre opowieści nie przypadły mi do gustu, ale inne zachwyciły, takie jak: "Reanimator Herbert West",
"Zgroza w Red Hook" i "Ku nieznanemu Kadath śniąca się wędrówka".

Czytając "Przyszła na Sarnath zagłada" czułam, że towarzyszy mi jakiś przedziwny lęk, coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłam. To nie jest zwykła groza, to... to coś ponad, coś czego sama jeszcze nie potrafię określić. Po odłożeniu książki czułam się niesamowicie. Całkowicie wpadłam w ten świat stworzony przez Lovecrafta i wciąż mi mało i mało. Mimo, iż całość powstała wiele lat temu, nadal fascynują i przerażają.

Przede wszystkim zaczarował mnie ten oniryczny klimat całości. Wciąż miałam wrażenie, jakby wszystko działo się podczas jakiegoś niezmiernie intensywnego snu i było jego wytworem. Zachwycały mnie także nawiązania do surrealizmu, którego jestem wielką fanką. Podczas lektury często przypominałam sobie obrazy Zdzisława Beksińskiego, moje wyobrażenia opisywanych sytuacji i miejsc były bardzo z nimi zbieżne. 

Muszę pochwalić jeszcze piękne wydanie całości. Wydawnictwo Vesper stanęło na wysokości zadania, ponieważ całość wypada fantastycznie. Z przyjemnością brałam za każdym razem owe pokaźne tomiszcze w dłonie i przeglądałam. Chciałabym by tak były wydawane wszystkie książki.

Polecam niezmiernie mocno H. P. Lovecrafta i ten zbiór jego dzieł. Jestem oczarowana i koniecznie muszę sięgnąć jeszcze po "Zgrozę w Dunwich". Dla mnie to odkrycie tego roku.

Życzę wspaniałego zaczytania!

A.

~*~
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2016
Stron: 624
Tłumaczenie: Maciej Płaza
Ocena: 10/10

sobota, 3 czerwca 2017

106. O. Bowden "PODZIEMIE"

Z książkami stworzonymi na podstawie filmów/gier zawsze jest jeden problem - są świetne i nie można się od niech oderwać, albo to mocne średniaki, które niczym nie zaskakują, albo są kompletną klapą. Nigdy nie można trafić na powieść po prostu "dobrą".

Dziś przedstawię Wam kolejną odsłonę książkowego cyklu opartego na grze "Assassin's Creed". Zapraszam na recenzję "Podziemia" Olivera Bowdena!

Akcja powieści przenosi nas do Indii, gdzie Ethan Frye zajmuje się szkoleniem nowych zabójców w bractwie Assassynów. Pewnego dnia rozpoczyna naukę z bardzo dobrze prosperującym i utalentowanym chłopcem o wdzięcznym imieniu Jayadeep. Mija kilka lat, niebawem Frye musi opuścić Indie i udać się do Anglii. W tym czasie chłopiec narobił sobie kłopotów i doprowadził do tego, że bractwo chce mieć jego głowę.

"Podziemie" jest rzekomym prequelem gry "Assassin's Creed: Syndicate", ale ja tutaj nie widzę ogromnej dbałości o to, by wszystko było godne z fabułą owego tworu wirtualnej rozrywki. Autor podszedł do tego tematu nieco po macoszemu.

Co mi się podobało w "Podziemiu". Przede wszystkim, nie nudziłam się. Wciąż coś się działo i to czyniło lekturę dość interesującą. Podobał mi się także główny bohater - enigmatyczny i nieszablonowy. Z przyjemnością obserwowałam jego poczynania. Niezmiernie cieszyła mnie obecność jednej z bohaterek z gry - Evie Frye. Zawsze podobała mi się jej osoba i bardzo umiliła mi fabułę.

Minusy? Czasami miałam wrażenie,  że Bowden sam nie wie o czym pisze. Ewidentnie chciał stworzyć prequel, a po drodze ogromnie się zagubił. Ucierpiała na tym niestety fabuła, ponieważ często jest bardzo chaotyczna i nierówna - raz wydarzenia bardzo się wloką, a raz przyspieszają do szaleńczego tempa, a niektóre rzeczy są wręcz przemilczane. Kompletnie nie podobało mi się zakończenie. Było przewidywalne i dość oczywiste. Spodziewałam się większych fajerwerków i zaskoczenia. Niestety tego nie otrzymałam.

Stwierdzam, że "Podziemie" cierpi na podobne ubytki jak poprzednie książki Bowdena. Cóż mogę więcej powiedzieć - to na pewno moje ostatnie spotkanie z tą serią. Nie jest ani trochę zaskakująco, a mi odrobinę szkoda czasu na powtarzanie w kółko tych oklepanych schematów. Polecam mimo wszystko. Na pewno nie będziecie żałować - to luźna lektura - a czy się zachwycicie? Tego już nie wiem.

Życzę wspaniałego zaczytania!

A.

~*~
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2016
Stron: 472
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Ocena: 6/10

piątek, 2 czerwca 2017

105. S. King "CMĘTARZ ZWIEŻĄT"

Zawsze byłam bardzo sceptycznie nastawiona do horrorów. Z czasów dzieciństwa pamiętam, że nie było filmu grozy, którego bym się później, szczególnie w nocy, nie bała. Przez długi czas miałam lęk przy sięganiu po ten gatunek, w kwestii literatury. Jakiś czas temu moje myślenie zmieniło sięgnięcie po powieść Stephena Kinga, jaką było "Lśnienie" i zakochałam się w tym dreszczyku emocji. 
Dziś zaprezentuję Wam kolejną książkę tego jakże znanego autora. Zapraszam na recenzję "Cmętarza Zwieżąt"!

Rodzina Creedów pragnie rozpocząć na nowo życie. Przeprowadza się z tłocznego Chicago do maleńkiego Ludlow. Tam, w wiejskiej przystani natury i ciszy, znajdują idealną siedzibę, ale czy bezpieczną? Bardzo blisko przebiega niezwykle ruchliwa i niebezpieczna droga uczęszczana przez ogromne składy ciężarowe, a w lesie znajduje się niezmiernie tajemnicze miejsce - Cmętarz Zwieżąt - stworzone przez dzieci, które utraciwszy w różnych przypadkach (najczęściej na drodze) traciły swoje zwierzątka domowe, chciały mieć dla nich miejsce pochówku. Błędy ortograficzne w pisowni nazwy zamierzone - nie każdy maluch zna poprawną pisownię. Sielanka rodzinna nie trwa długo, ponieważ los bywa okrutny, a teraz wziął sobie na cel Creedów.

"Cmętarz Zwieżąt" jest podobno jedną z najlepszych, jak nie najlepszą powieścią Kinga. Nie znam jeszcze tak dobrze jego twórczości, by samej to stwierdzić, ale dostrzegam ogromną wyjątkowość tego dzieła. Jest nim niewątpliwie. Niesamowity klimat stworzony przez autora odczuwam jeszcze do dziś dotykając okładki książki, mimo iż od przeczytania minął już spory kawałek czasu. Za co kocham tę odsłonę Króla? Przede wszystkim za niezwykłe operowanie emocjami. Podczas lektury doświadczyłam pełnego ich wachlarza - od wesołości, aż po ogromny lęk. Tak samo, jak w "Lśnieniu" największą rolę odgrywa granie na odczuciach czytelnika. 

Niezmiernie podobało mi się w "Cmętarzu Zwieżąt" nawiązanie do kultury indiańskiej i do pochówku zmarłych tamże. Stworzył doskonałą podszewkę dla powieści i nadało jej ogromnej pełno krwistości, aż trudno uwierzyć, że to tylko fikcja. Kolejną ogromną zaletą jest sam Cmętarz Zwieżąt - miejsce mistyczne i niesamowite. Sam pomysł był genialny i przerażający, ale zagrał na mojej wyobraźni doskonale, tak samo jak zwierzęcy "główny bohater". Mamy tutaj bowiem kotka syna naszego protagonisty. Uwielbiam koty, ale Church w pewnym momencie sprawił, iż od tamtej chwili patrzę na te zwierzęta nieco inaczej.  W fotel kompletnie wbiło mnie zakończenie powieści. Było piorunujące i wciąż pamiętam ogromne napięcie każdego mięśnia na ciele, gdy czytałam ostatnie strony.

Jestem po raz kolejny zachwycona. King wkrada się coraz bardziej do mojego czytelniczego serducha, serwując mi zupełnie nowe i fascynujące literackie doświadczenia. Mam nadzieję, że kolejna jego książka, którą przeczytam, będzie tak samo dobra, jak ta i "Lśnienie". Polecam fanom mocnych wrażeń.

Życzę wspaniałego zaczytania!

A.

~*~
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2009
Stron: 424
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Ocena: 10/10

czwartek, 1 czerwca 2017

104. S. Meyer "PRZED ŚWITEM"

Literatura młodzieżowa nigdy nie należała do mojej ulubionej. Powód? Zbyt duża schematyczność i brak głębszego przesłania (oczywiście od zasady są wyjątki). Jestem wobec tego masochistką, ponieważ sięgam po sztandarowy przykład powieści młodzieżowej i to w tym negatywnym znaczeniu. Czy mi się podobało? Co mnie zadziwiło? Czytajcie dalej.
Zapraszam na recenzję "Przed Świtem" S. Meyer!

Akcja ostatniego tomu Sagi "Zmierzch" rozpoczyna się w kilka dni przed ślubem Belli Swan i Edwarda Cullena. Uroczystość udaje się niemal doskonale, a małżonkowie jadą na swój miesiąc miodowy. Wydawałoby się, że wszystko toczy się dobrze. Okazuje się jednak, iż to dopiero początek problemów, a wampir i dziewczyna muszą stoczyć walkę z niezwykle niebezpiecznym wrogiem. W tym momencie najważniejsze będzie zjednoczenie i wzajemne wsparcie, ale w rodzinie Cullenów następuje rozłam. Co dalej? Dowiedzcie się sami.

Z Sagą "Zmierzch" i tą książką mam jeden podstawowy problem. Jest tak absurdalna, że aż dobra. Mimo tego, iż mój umysł wciąż krzyczy - "To jest idiotyczne!", "Szkoda twojego cennego czasu!" - bawiłam się świetnie. Uśmiałam się nie raz z głupoty fabuły i niedorzeczności niektórych elementów. A czy książka, która jest rzeczywistym przykładem grafomanii, nie może przynieść radości? Może i właśnie to jest powód, dlaczego sięgnęłam po finał wypocin Meyer.

Czy są jeszcze jakieś plusy tego "dzieła"? Zdecydowanie nowy zabieg, jakim była perspektywa Jacoba. Choć kompletnie nie trawię tego bohatera, to zawsze zrobiło mi się milej, gdy odpoczywałam od pretensjonalnej Mary Sue, jaką jest Bella. Cieszyło mnie również powiększenie liczby bohaterów o bardzo ciekawe okazy nieśmiertelnych z różnych zakątków świata. Zawsze bardzo mi się podobało to, że uniwersum stworzone na potrzeby tej opowieści jest tak różnorodne pod takim względem. 

Teraz pora na minusy, ich jest znacznie więcej. Przede wszystkim zakończenie - nudne jak flaki z olejem, zupełnie nie przemyślane, napisane na odczepnego. Kompletnie się tego nie spodziewałam po "napięciu", jakie serwowała mi autorka przez całą ponad 700 stronicową książkę. W tej odsłonie Meyer także kompletnie zepsuła powieść pod względem stylu i języka. Raz pisze używając potocznego języka (gdyby całość była tak napisana, to byłoby normalnie, jak na powieść młodzieżową), a raz określeń i wyrażeń rodem z XIX-wiecznej angielskiej literatury. Przez około połowę lektury byłam także niesamowicie znudzona. Działo się wiele rzeczy, ale zostały tak porozciągane, że po jakimś czasie stawały się niezwykle nużące.  

Podsumowując - to już koniec mojej przygody z książkową Sagą "Zmierzch" (choć przeczytam jeszcze spinn-off - "Drugie życie Bree Tanner") i nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Z jednej strony to istne dzieło grafomanii i głupoty, a z drugiej bardzo luźna lektura, która pozwoliła mi zapomnieć o poprzednich, cięższych. Mimo wszystko nie skreślam jej. Co jak co - potrafi rozśmieszyć.

Życzę wspaniałego zaczytania!
A.

~*~
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2009
Stron: 719
Tłumaczenie: Joanna Urban
Ocena: 6/10