czwartek, 1 czerwca 2017

104. S. Meyer "PRZED ŚWITEM"

Literatura młodzieżowa nigdy nie należała do mojej ulubionej. Powód? Zbyt duża schematyczność i brak głębszego przesłania (oczywiście od zasady są wyjątki). Jestem wobec tego masochistką, ponieważ sięgam po sztandarowy przykład powieści młodzieżowej i to w tym negatywnym znaczeniu. Czy mi się podobało? Co mnie zadziwiło? Czytajcie dalej.
Zapraszam na recenzję "Przed Świtem" S. Meyer!

Akcja ostatniego tomu Sagi "Zmierzch" rozpoczyna się w kilka dni przed ślubem Belli Swan i Edwarda Cullena. Uroczystość udaje się niemal doskonale, a małżonkowie jadą na swój miesiąc miodowy. Wydawałoby się, że wszystko toczy się dobrze. Okazuje się jednak, iż to dopiero początek problemów, a wampir i dziewczyna muszą stoczyć walkę z niezwykle niebezpiecznym wrogiem. W tym momencie najważniejsze będzie zjednoczenie i wzajemne wsparcie, ale w rodzinie Cullenów następuje rozłam. Co dalej? Dowiedzcie się sami.

Z Sagą "Zmierzch" i tą książką mam jeden podstawowy problem. Jest tak absurdalna, że aż dobra. Mimo tego, iż mój umysł wciąż krzyczy - "To jest idiotyczne!", "Szkoda twojego cennego czasu!" - bawiłam się świetnie. Uśmiałam się nie raz z głupoty fabuły i niedorzeczności niektórych elementów. A czy książka, która jest rzeczywistym przykładem grafomanii, nie może przynieść radości? Może i właśnie to jest powód, dlaczego sięgnęłam po finał wypocin Meyer.

Czy są jeszcze jakieś plusy tego "dzieła"? Zdecydowanie nowy zabieg, jakim była perspektywa Jacoba. Choć kompletnie nie trawię tego bohatera, to zawsze zrobiło mi się milej, gdy odpoczywałam od pretensjonalnej Mary Sue, jaką jest Bella. Cieszyło mnie również powiększenie liczby bohaterów o bardzo ciekawe okazy nieśmiertelnych z różnych zakątków świata. Zawsze bardzo mi się podobało to, że uniwersum stworzone na potrzeby tej opowieści jest tak różnorodne pod takim względem. 

Teraz pora na minusy, ich jest znacznie więcej. Przede wszystkim zakończenie - nudne jak flaki z olejem, zupełnie nie przemyślane, napisane na odczepnego. Kompletnie się tego nie spodziewałam po "napięciu", jakie serwowała mi autorka przez całą ponad 700 stronicową książkę. W tej odsłonie Meyer także kompletnie zepsuła powieść pod względem stylu i języka. Raz pisze używając potocznego języka (gdyby całość była tak napisana, to byłoby normalnie, jak na powieść młodzieżową), a raz określeń i wyrażeń rodem z XIX-wiecznej angielskiej literatury. Przez około połowę lektury byłam także niesamowicie znudzona. Działo się wiele rzeczy, ale zostały tak porozciągane, że po jakimś czasie stawały się niezwykle nużące.  

Podsumowując - to już koniec mojej przygody z książkową Sagą "Zmierzch" (choć przeczytam jeszcze spinn-off - "Drugie życie Bree Tanner") i nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Z jednej strony to istne dzieło grafomanii i głupoty, a z drugiej bardzo luźna lektura, która pozwoliła mi zapomnieć o poprzednich, cięższych. Mimo wszystko nie skreślam jej. Co jak co - potrafi rozśmieszyć.

Życzę wspaniałego zaczytania!
A.

~*~
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2009
Stron: 719
Tłumaczenie: Joanna Urban
Ocena: 6/10

5 komentarzy:

  1. Mam identyczne odczucia, co do tej serii - z jednej strony zastanawia mnie, co autorce strzeliło do głowy, tworząc niektóre głupotki, ale z drugiej niezaprzeczalnie zdarzało mi się czerpać przyjemność z lektury.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię tą sagą, ale potrafię dostrzec jej minisy.
    Pozdrawiam
    polecam-goodbook.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie to nieźle wspominam całą sagę, choć do najwybitniejszych dzieł nie należy i raczej drugi raz po nią nie sięgnę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. dobra lektura na lekki wieczor, sama nie czytałam zadnej czesci sagi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam "Zmierzch" jeszcze zanim stał się taki popularny i nic nie wpływało na moje wrażenie - wszystkie cztery tomy przeczytałam z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń