Jeszcze nigdy nie miałam przyjemności czytać romansu paranormalnego, który dzieje się w moim ukochanym XIX wieku. Książki opowiadające o tej epoce zawsze porównuję z piękną prozą Austen i nie potrafię sobie wyobrazić tego w inny sposób. Dlatego na początku byłam nieco sceptycznie nastawiona i spodziewałam się czegoś gorszego po powieści, jaką Wam dziś zaprezentuję. A c w ostatecznym rozrachunku o niej sądzę?
Zapraszam na recenzję "Mrocznego Sekretu" - pierwszego tomu trylogii autorstwa Libby Bray.
Powieść na początku przenosi nas do Bombaju, gdzie wraz z rodzicami mieszka Gemma Doyle. Dziewczyna jest młodą panienką, niesforną i niezależną. Chciałaby bardzo być jak inne dziewczęta - chodzić na bale, poznać jakiegoś miłego dżentelmena. Kłóci się o to z matką, nie zdając sobie sprawi, iż obraza będzie ostatnią rzeczą, jaką rodzicielka usłyszy z jej ust. Ale to dopiero początek jej problemów. Odkrywa w sobie niesamowite zdolności, które napawają ją lękiem.
"Mroczny sekret" był na prawdę interesującą lekturą. Czytałam go już drugi raz i nie nudziłam się wcale. Nie jest też idealny, ale to dobra książka na rozluźnienie się pomiędzy dwiema cięższymi pozycjami. Mi powrót do niej pozwolił odpocząć pomiędzy emocjonalnymi dla mnie tomami Parabellum. Mimo, iż nie można się po niej spodziewać fajerwerków, przekazuje kilka ważnych mądrości, o których zawsze należy pamiętać w kontaktach z bliskimi. Pokazuje, jakie są konsekwencje porywczości i niewyparzonego języka - kolokwialnie mówiąc. Pani Bray ukazała także siłę przyjaźni jako takiej, chociaż cała otoczka tego wątku ma wiele mankamentów.
Przejdźmy do bohaterek powieści, ponieważ to na nich, w moim odczuciu, najbardziej skupia się autorka. To postacie kobiece grają tutaj pierwsze skrzypce. Mimo, iż jest to dopiero pierwszy tom trylogii, poznajemy je już bardzo dokładnie - ich przeróżne troski, humorki, indywidualne cechy. Bardzo mi się podobało, iż pani Bray zadbała o tą różnorodność charakterów. Każdą cechuje coś innego. Może nie są to tak wielce zarysowane psychologicznie postacie, jak w innych tego typu powieściach, ale zaskakują.Odkrywanie każdej z przyjaciółek Gemmy było ciekawym zajęciem samo w sobie, To daje wiele punktów "Mrocznemu sekretowi" w mojej głowie.
Fabularnie niestety jest to dla mnie powieść przeciętna, istna mieszanka prozy szkolnej ze światem magii zakrawającym o mitologię i fantasy. W pewnym momencie czułam lekki przesyt, a nienawidzę tego uczucia. O wiele bardziej wolałabym przeczytać opowieść Gemmy bez domieszki nadrealizmu. Jej losy, jako wpół osieroconej panienki, poszukującej miłości w świecie rządzonym przez mężczyzn byłoby o wiele ciekawszym, ale wtedy autorka musiałaby dopracować kwestie historyczne, ponieważ to zaplecze "Mrocznego sekretu" stoi na bardzo niskim poziomie.
Co mi się nie podoba? Mam wrażenie, iż Libba Bray próbowała aż nad to usposobić tą powieść dla nastoletniego odbiorcy, ponieważ wyszedł jej XXI wiek zamiast XIX wieku. Owszem mamy tutaj opisy strojów, obyczajów, ale język, jakim operują dziewczęta, ich ekscesy i niektóre problemy zupełnie nie łączyły się z modelami epoki. Mogę tak twierdzić, gdyż mam za sobą wiele książek powstałych w tamtym okresie, jakie są najbardziej wierne.
Podsumowując - powieść wartka, ale przeciętna pod innymi względami. Nie odradzam, ale nie oczekujcie wyżyn literackich i wielkich katharsis po przeczytaniu.
Pozdrawiam,
A.
~*~
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2009
Stron: 368
Tłumaczenie: Magda Białoń-Chalecka
Ocena: 6/10
To jest książka dla mnie! :) Robię sobie zdjęcie, żeby jej poszukać :) Cudowne klimaty :) Ale jestem ciekawa, jak zrecenzuję po przeczytaniu książki :P
OdpowiedzUsuńMoże ci się spodoba, dla mnie była zacna, ale nie idealna;)
UsuńSzkoda, że książka nie oddaje klimatu tej cudownej epoki, bo okładka jak najbardziej.
OdpowiedzUsuńOkładka jest prześwietna;)
UsuńZnowu książka dla mnie, haha.
OdpowiedzUsuńchciałabym ją mieć u siebie na półce.
pojawiła się notka o przedpremierowej recenzji mojej książki.
jeśli zechcesz zajrzeć będzie mi bardzo miło, pozdrawiam ;)
http://want-cant-must.blogspot.com/2016/09/365-dni-zobaczymy-sie-znow-recenzja.html
Okładka jest przepiękna, szkoda więc, że wnętrze nie jest tak ciekawe. Po raz kolejny to stwierdzę - pomysł na fabułę interesujący, ale to chyba tyle, co mnie przyciągnęło do tej książki. Ze względu na to, że jest to dosyć średnio udany romans... Nie, nie sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Królowa Książek.
Możesz sięgnąć i się przekonać, co sama o niej sądzisz. Ja podchodzę dośc krytycznie do tego typu literatury, ale może tobie się spodoba.
Usuń