niedziela, 30 października 2016

KSIĄŻKOHOLICZKA W KINIE #1 Wołyń

Dziś postanowiłam rozpocząć nową serię na blogu. Będzie nieco odbiegała od książek, ale ja i tak piszę o szeroko pojętej kulturze, a nie tylko o literaturze. Dość często bywam w kinie na filmach nie tylko będących ekranizacjami. Wywołują u mnie one masę emocji i dlatego uznałam, że warto Wam napisać własną opinię o owych obrazach.

Pierwszym filmem, jaki Wam zrecenzuję jest "Wołyń" w reżyserii wspaniałego Wojciecha Smarzowskiego. Film bardzo głośny, brutalny i potrzebny - tak potrzebny, mimo tego, iż wiele osób mówi: "to rozdrapywanie ran". Życzę dobrej lektury.

Fabuła obrazu przenosi nas oczywiście na Wołyń, tuż przed drugą wojną światową, kiedy to owe ziemie należały wciąż do Polski. Poznajemy Zosię - młodą polską chłopkę, która właśnie celebruje wraz z rodziną zaślubiny swojej siostry. Sama też jest szaleńczo zakochana w młodym Ukraińcu, ale niestety zostaje wydana za mąż za dużo starszego od niej wdowca, bogatego sołtysa wsi. Film toczy się w miarę spokojnie, ale napięcie narasta, by wybuchnąć w momencie ludobójczego ataku na Polaków.

Film wbił mnie w fotel. Dosłownie. I nie tylko ze względu na drastyczne sceny ale na sam sposób realizacji i mocny psychologiczny wydźwięk. To ostatnie pojawiło się dopiero kilka godzin po wyjściu z kina i spowodowało, że nie miałam ochoty robić zupełnie nic, tylko myśleć nad tym, co zobaczyłam.

Zdecydowanie wielką zaletą "Wołynia" jest świetna gra aktorska, sprawiająca że z zaciekawieniem obserwujemy losy bohaterów i tak, jak oni, czujemy pod skórą dziwne napięcie. Szczególne oklaski należą się Michalinie Łabacz za główną rolę Zosi Głowackiej-Skiby. Już przed seansem wiedziałam, iż jest to jej kinowy debiut i nie spodziewałam się tak dobrze odegranych kwestii. Ta młoda aktorka ma szansę zostać jedną z najlepszych w młodym pokoleniu. Na większą uwagę i zachwyt zasługują także "starzy wyjadacze": Arkadiusz Jakubik - Maciej Skiba, Jacek Barciak - Głowacki, Izabela Kuna - Głowacka oraz Lech Dyblik - Hawryluk. To dzięki nim ta historia jest tak bardzo przejmująca i przerażająca za razem.

Jestem również pod ogromnym wrażeniem młodych aktorów. Niektóre dzieci, jakie wystąpiły w filmie, nie mają nawet pięciu lat, a tak niesamowicie sobie poradziły. Mam wielki szacunek, do ludzi, którzy przygotowali je do tak trudnej roli.

Muszę przyznać, że jestem zachwycona pracą kamery Piotra Sobocińskiego. Stworzył istną syntezę swojego indywidualnego stylu oraz tej charakterystycznej wizji pana Smarzowskiego. Mamy wobec tego długie ujęcia z mocno ruchliwą kamerą, szczególnie gdy obserwujemy bawiące się dzieci, jak i szybkie, dynamiczne, pomiędzy którymi mija w fabule czasami nawet sporo czasu. Wiem, iż większości nieobytych z tego typu montażem mogło się to nie podobać, ale dla mnie to mistrzostwo świata. Dzięki takiemu zabiegowi obraz zyskał jeszcze większą głębię. Widz musi myśleć na seansie i dopowiadać sobie w głowie pominięte sceny.

Na plakacie jest napisane, że to film "o miłości w nieludzkich czasach". Troszeczkę się z tym nie zgodzę, ponieważ miłości jest tam niewiele. Pojawia się jedynie w pierwszej (tej spokojniejszej) części filmu. Mimo to, uważam, że to ciekawy wątek, choć w zły - według mnie - sposób rozwiązany. Chciałabym zobaczyć tego ukraińskiego chłopca w zgoła innej roli, ale niestety nie dane mi było tego zobaczyć, a szkoda.


Ale przejdźmy już do najważniejszych scen w filmie, czyli owego punktu kulminacyjnego. Powiem Wam, że spodziewałam się, iż sceny mordu wywołają we mnie większe obrzydzenie, a ja byłam po prostu zaszokowana i nic więcej, nawet nie tym okropieństwem, jakie musieli kiedyś przeżywać, a na tym... czym trzeba być, by skazywać ludzi na takie cierpienie. Ukraińcy mogli po prostu strzelać im w głowy, jak Niemcy w Katyniu, a nie tak bestialsko się znęcać. Pod tym względem obraz miażdżył mi psychikę. Nie polecam go osobom o dużej wrażliwości na krzywdę innych i widoki sadystycznych scen.

Największe wrażenie zrobiła na mnie wtedy oprawa muzyczna. Gdy rozpoczynały się mordy muzyki nie było, a jedynie jeden wysoki dźwięk, który tak bardzo wwiercał się w psychikę, że nie dało się oderwać wzroku od okrucieństwa Ukraińców. Po prostu powieki nie chciały się zamknąć. Coś niesamowitego. Miałam wtedy wrażenie, iż serce mi się zatrzymało. Siedziałam w bezruchu i nie oddychałam, po prostu patrzyłam. "Wołyń" jest doskonałym przykładem filmu, jak powinno wykorzystywać się w nim odpowiednio dobraną ścieżkę dźwiękową. Nawet hollywoodzkie produkcje powinny się od niego uczyć.



We wtorek byłam w kinie. Dziś mamy niedzielę, a ja wciąż z drżącym sercem myślę o całym filmie. Jestem ogromnie poruszona i nawet nie wiem, czy napisałam wszystko, co chciałam Wam przekazać na temat tego obrazu. Przeglądając Filmweb w poszukiwaniu suchych informacji o "Wołyniu" dowiedziałam się, że powstał on w oparciu o opowiadanie Stanisława Srokowskiego "Nienawiść". Koniecznie będę musiała je przeczytać. Żałuję, że nie zrobiłam tego przed seansem, choć długo przygotowywałam się do tego, co mam zobaczyć. Między innymi przeczytałam kilka artykułów oraz wysłuchałam świadectw ocalonych. Tym, którzy chcą iść na "Wołyń" polecam zrobić to samo. To bardzo ułatwia odbiór dzieła. Na samym dole znajdziecie film z nagraniem radiowym rozmowy z panią Ireną Ostaszewską - miała sześć i pół roku, gdy przeżyła tę okropną tragedię. Według mnie jest to najbardziej poruszające opowiadanie o bestialstwie banderowców. 

Podsumowując - wielu ludzi mówi, że już nigdy tego filmu nie obejrzy. Ja to zrobię. Nie, nie jestem masochistką, ale chociaż tak będę mogła pokazać pamięć o wielu polskich ofiarach na Wołyniu.

Tytuł oryginalny: "Wołyń"
Rok:  2016
Budżet: (brak danych)
Reżyser: Wojciech Smarzowski
Scenarzysta: Wojciech Smarzowski
Muzyka: Mikołaj Trzaska
Czas trwania: 2 godz. 30 min.
Moja ocena: 10/10
A Wy co o nim sądzicie?
Zapraszam do dyskusji w komentarzach!
Pozdrawiam i miłego seansu, 
A.
UWAGA!!!
Chciałabym powiedzieć, że nie jestem żadną ekspertką w temacie filmografii i oceniam ekranizacje bardzo subiektywnie. Dlatego nie pragnę nikogo zdenerwować ani obrazić moją opinią. Nie uważam się za osobę wszechwiedzącą w tym temacie. Pasjonuję się kinem i opisuję je tak, jak widzę:) 
Zdjęcia i informacje zostały zaczerpnięte z portalu http://filmweb.pl

Wysłuchajcie tego proszę - to tylko trzydzieści minut Waszego czasu, a pamięć dla ofiar tej tragedii.

7 komentarzy:

  1. Film dosyć kontrowersyjny. Jednocześnie jest to tematyka, która mnie w pewien sposób interesuje. Przerażające, jak bardzo ludzie są w stanie zrobić krzywdę bliźniemu. Mam nadzieję, że będzie mi dane zobaczyć ten film.

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie też wbił w fotel, i w odróżnieniu od Ciebie nie chciałam pisać o moich odczuciach. miałam wrażenie że imiona bohaterów zupełnie nie miały znaczenia, a film skupiał się na tym, co się z nimi stało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam wiele o tym filmie i muszę się na niego wybrać. Na półce stoi jeszcze książka "Wołyń '43" którą również mam w planie przeczytać.
    Pozdrawiam // Książki w Piekle ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno obejrzę ten film. Nie tylko z powodu tego, co działo się na samym Wołyniu, a dlatego, że interesuje mnie tematyka II wojny światowej. Bardzo dobry wpis, fajnie się czytało. I jest szczegółowo :) dobra robota!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie podjęłam się pisania o "Wołyniu", bo nie bardzo wiem, w jakie słowa miałabym to ubrać... Bardzo wymowne było dla mnie to, jak publiczność w milczeniu wychodziła z kina po seansie, szliśmy jak jeden wielki kondukt pogrzebowy...

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z Tobą, że to bardzo potrzebny film. Ja równiez nie zgadzam się z tezą, by był to film o miłości - zdecydowanie stanowiła jedynie wątek poboczny. Aktorzy, choć świetni, tym razem jak dla mnie zostali przycmieni samą fabułą. Jedna ważna uwaga - w Katyniu to nie Niemcy strzelali...

    OdpowiedzUsuń